Pozwól dziecku doświadczać i poznawać świat.
Małe samodzielne dziecko, jak to fajnie brzmi. Ale jak do tego dojść? Co zrobić, żeby właśnie takie było?
Okres przedszkola, to najlepszy czas na naukę samodzielności, przez zabawę dziecko może nauczyć się bardzo wiele. A co najważniejsze będzie to dla niego ekstra zabawa i czas spędzony z rodzicem. A parasol ochronny jakim otaczamy dzieci z czasem zniknie. Pozwalając dziecku doświadczać i poznawać świat, pokazujemy mu, że warto być odpowiedzialnym i ciekawym.
Dziecko to nie jajko – nie stłucze się.
Obserwując rodziców jak chuchają i dmuchają na dzieci, czasem zastanawiam się, w którą stronę zmierza ten świat. Dziecko, to bardzo ciekawy świata mały człowiek – więc pokażmy mu jaki jest ten świat. Nie zamykajmy go w złotej klatce, z której i tak kiedyś wyfrunie i zderzy się z czarno-białym światem. Często takie zderzenie dzieci z rzeczywistością jest traumatyczne, nie tylko dla nich ale i dla rodziców.
Nóż i młotek, to codzienność.
Pamiętam jak podczas krótkiej audycji radiowej, w której byłam gościem, wspomniałam, że daje dziecku nóż. Naprawdę prowadzący bardzo się zdziwili 🙂 Automatycznie potraktowali to jak żarty. Bo jak to tak, trzylatce dawać nóź?
Jednak prawda jest taka, że przy zastosowaniu prawdziwych narzędzi dzieci uczą się najlepiej. Okazuje się, że córka wie doskonale jak używa się prawdziwej wkrętarki i jak wkręca się śrubki. Nawet posiada własną małą wkrętarkę i gdy widzi, że tato szykuje coś do skręcania, w mgnieniu oka jest gotowa do działania.
Ostatnio przymierzała się do przecinania drzewka sekatorem i pomocy mamie w tym działaniu. Może i to dobrze, ale nie mogła sięgnąć do gałązek i zmieniła plan działania.
Samodzielność przez zabawę.
Ten nóż, to taki symbol samodzielności. Prawda jest taka, że za pomocą codziennych czynności dzieci uczą się najlepiej.
Córka mając trzy lata zaczynała smarować sobie kanapkę masłem czy obierała jabłko obieraczką. Wiadomo robi to zawsze pod moim nadzorem, a nóż jest raczej z tych tępych 🙂 Jednak to daje jej umiejętność bycia ostrożnym i ćwiczy koncentrację, tak aby pokroić marchewkę a nie skaleczyć się.
Dwulatka używa nożyczek – a raczej próbuje je używać w odpowiedni sposób. Przez zabawę poznaje sposób funkcjonowania przedmiotów codziennego użytku. Wie, że to prawdziwe nożyczki i może się skaleczyć, gdy nie będzie ostrożna. Dzięki temu ćwiczy motorykę małą, koordynację ręka-oko, a to wszystko dzięki zabawie.
Czterolatka robi gofry?
Czemu by nie – mogę powiedzieć, że córka spokojnie zrobi gofry pod moim nadzorem. Nawet nie pamiętam ile razy wyjmowałam skorupki od jajek, bo jej powpadały. Radości przy tym nie miara. Duma rozpiera dziecko, w końcu coś robi samodzielnie. Rozwija się pod każdym względem.
W większości naszych czynnościach domowych córki z chęcią uczestniczą , bo to dla nich zabawa. (nie mówię tutaj o sprzątaniu, bo to nadal jest dla nich abstrakcja i niezbyt ciekawe zajęcie). Cieszą się, że mogą coś zrobić razem, spędzić wspólnie czas z rodzicami. Dla mnie od bałaganu ważniejszy jest czas który spędzamy razem.
Plac zabaw niczym trasa RUNMAGGEDONU
Plac zabaw jest ich – wchodzą wszędzie tam gdzie chcą. Próbują własnych możliwości na każdej zabawce. Rozwijają swoją sprawność ruchową, gibkość, równowagę a także myślenie strategiczne. Bo w końcu trzeba pomyśleć jak tu się wdrapać.
Daję im przestrzeń, z której śmiało korzystają. Staram się ich nie wyręczać, tylko podpowiadać co i jak mogą zrobić, aby zrealizować ich cel w zabawie.
Plac zabaw jest idealnym miejscem do rozwijania integracji sensorycznej dziecka. Wszelkiego rodzaju pomosty, huśtawki, kręciołki i drabinki pomagają w rozładowaniu napięcia emocjonalnego, które gromadzi się przez cały dzień.
Pokolenie rodziców wychowanych przez podwórko.
Pokolenie dzieci podwórkowych, które spędzało całe dnie na dworze od świtu do zmierzchu, pijąc wspólną wodę i jedząc tą samą łyżką z wszystkim dziećmi z podpórka zamyka własne dzieci w klatce. Sami byliśmy wychowywani przez wszystkich sąsiadów, wspólne zabawy do później nocy sprawiło, że własnym dzieciom odbieramy, to wszystko pod przykrywką lepszego życia.
Ale czy to na pewno jest lepsze życie?
Czyste dziecko zamknięte w domu, nie oznacza szczęśliwego dziecka. Kiedyś te dzieci będą musiały nauczyć się żyć w społeczeństwie. Niestety, do tego są potrzebne umiejętności społeczne i radzenie z własnymi słabościami. Jeśli za bardzo chronimy własne dzieci, nakładając na nie parasol ochronny paradoksalnie nie pomagamy im.
Takie dzieci stają się zagubione w rzeczywistości, często nie potrafią zrozumieć norm społecznych. Nie radzą sobie z porażką, bo nigdy jej nie doświadczyły. A to wiąże się ze zmniejszeniem wiary we własne siły, bądź odwrotnie – przecenianie własnych umiejętności.
Los naszych dzieci leży w naszych rękach.
Mamy zwyczaj usługiwać naszym dzieciom. Obsługujemy je, co jest niebezpieczne, gdyż zabija to ich spontaniczną, celową aktywność. – Maria Montessori
Leave a Reply