
Kandela, Czarny Lew i planeta Kumpligświst – fantastyka dla dzieci może być cudna
Książki z działu fantastyka pochłaniam seriami. Sapkowski, Wenger, Ziemiański, Pilipiuk. Lubię nawet bardzo, dlatego do dziecięcej fantastyki podchodziłem z obawą. Fakt, w końcu to książka dla mojej córki nie dla mnie. Ale kto powiedział że tatuś ma nie mieć radości z czytania? Koniec końców i mnie się spodobała. Adulcowi chyba też…
Mamy z córką codzienny rytuał. Tuż przed pójściem spać leżmy sobie na łóżku, mała z butlą ciepłego mleczka. Czytamy.
W ten sposób błyskawicznie przerobiliśmy całą naszą biblioteczkę książeczek dla dwulatka. Po pięć razy te same zestawy bajek i czytanek na dobranoc odpowiednich dla jej wieku. Aż pomyślałem, że od czasu do czasu warto sięgnąć po coś ambitniejszego… dla starszaków. Po ciekawej „Kiedy serce staje dęba” sięgnęliśmy po „Małego księcia”. Od razu po nim w nasze ręce wpadła „Kandela, Czarny Lew i planeta Kumpligświst„. Dziwnym trafem obie książki są trochę do siebie podobne.
Żadne z nich nie chce dorosnąć.
Kandela wyrusza na wyprawę w towarzystwie czarnego lwa. Już sam ten duet jest niezwykły. Zadanie też nie byle jakie – ma uratować planetę Kumplingświst. Po drodze przeżywa masę przygód, w których musi wykazać się pomysłowością i odwagą.
W książce Ilony Wilmowskiej dzieje się sporo. Jest motyw drogi, tajemnicza misja do spełnienia, fantastyczne stworzenia i rozterki wieku dziecięcego. Pod płaszczykiem ciekawej historii autorka przemyca uniwersalne wartości, szczególnie ważne z perspektywy dziecka.
Sama książka jest też pięknie zilustrowana. Czyta się ją przyjemnie. Córka lubi za to oglądać obrazki. I każdy jest szczęśliwy. Polecam.
Leave a Reply